ADAM SZUBA
DZIESIĘĆ WRAŻEŃ
NA GODZINĘ


ROZDZIAŁ 4
BOLECHOWSKA FABRYKA SAUN MIEJSKICH


1




Na godzinę 8:15 została wyznaczona zbiórka przy autobusie na parkingu schroniska. Informacja, że pokoje należy opuścić do 10 nas nie dotyczyła, ponieważ o tej godzinie byliśmy już umówieni w fabryce autobusów w Bolechowie. O 8:30 chcieliśmy wyruszyć ze schroniska i przewidziawszy opieszałość i rozlazłość członków wycieczki, zbiórka i godzina wyjazdy została ustalona z pewną rezerwą. Jak się okazało podczas jazdy do Bolechowa, gdy do Krzyśka zadzwonił organizator z naszego zwiedzania fabryki, nieporozumienie się wkradło i zdaniem tamtego pana mieliśmy być na 9:00. Dokładna godzina przyjazdu nie stanowiła jednak większego znaczenia. Dodatkowo nasza rezerwa okazała się zbyt duża i planując przyjazd na 10 byliśmy aż trzy kwadranse wcześniej, a więc rozumując tokiem myślenia organizatora z ramienia fabryki, tylko 15 minut spóźnieni.



Bylibyśmy jeszcze wcześniej gdyby nie drobny problem ze znalezieniem wjazdu do fabryki. Przejechaliśmy z niedużą prędkością cały Bolechów i gdy kierowcy dostrzegli tablicę świadczącą o końcu terenu zabudowanego postanowili zawrócić. Wtedy do akcji wkroczył Krzysiek i sprawnie doprowadził nas pod bramę.



Zaparkowaliśmy na placyku przed budynkiem administracyjnym i gdy zjawili się organizatorzy, podzielili nas na dwie grupy oświadczając jednocześnie już na wstępie, że nigdy tak licznej wycieczki nie przyjmowali i może z tego wyniknąć kilka problemów podczas zwiedzania.



Grupa, w której się znalazłem najpierw została zaproszona do małego pokoju w budynku administracyjnym, w którym w kilku rzędach stały fotele kierowców i siedzenia pasażerów prosto z autobusów, a po stronie okien znajdowała się tablica do wyświetlania slajdów prezentacji. Przy ścianie zaraz obok drzwi do pomieszczenia, na dwu złączonych stołach, stały ciasteczka, wafelki oraz różnego rodzaje napoje. Oczywiście dla zaspanych była kawa, a dla strudzonych pierwszą godziną w autokarze dobra herbata.



Kobieta, która potem okazała się przewodniczką naszej grupy, powiedziała przywitawszy nas kilka słów wstępu. Oznajmiła między innymi, ze niestety nie przywitają nas osobiście właściciele fabryki.
- ...poza tym, słuchajcie... - kontynuowała swoją wypowiedź miła pani - najlepiej będzie, gdy pierwsze informacje o firmie uzyskacie z przygotowanego na taśmie filmu. Ja mogłabym coś przekręcić albo wypaczyć. Albo coś pominąć. A na filmie, który zaraz włączę będą wszystkie informacje, które na początku zwiedzania powinniście uzyskać.
W tym miejscu należy zaznaczyć, ze po prawej stronie telewizora stał duży pomarańczowy kangur - symbol autobusu turystycznego produkowanego w tej fabryce (Solaris Vacanza). Tuż po zajęciu miejsc pojawiły się na temat tej miłej maskotki różne komentarze. W wypowiedziach nawiązywano też do jamnika jako symbolu autobusu niskopodłogowego, a kojarzonego jeszcze z Solarisem - błędnie, bo to pozostałość po firmie NEOPLAN POLSKA. W pierwszym fragmencie filmu po ekranie skakał pomarańczowy kangur - tylko troszeczkę różniący się od tego stojącego w pokoju.
- To jest ten jamnik? - spytała Gosia spokojnym głosem.
A gdy śmiech pojawił się również na ustach prowadzącej, Gosia zorientowała się , że fałszywie zidentyfikowała zwierzaka na ekranie.
- To kangur jest! Gocha! - krzyknął po chwili ktoś z tłumu i już wszyscy zaraz z Gosią śmieli się z jej jamnika.



Po filmie, który trwał niecałe 18 minut, nasza przewodniczka poprosiła o głos swoją koleżankę. Ta rozpoczęła omawianie zagadnień logistycznych w firmie Solaris bus & coach. Pani, która omawiała te zagadnienia, co chwilę - przechodząc do kolejnych kwestii - stawiała pytanie czy ma ją wyjaśniać. W taki sposób, to mogła nic nie mówić, bo zasadniczo dla koleżanek i kolegów z logistyki transportu wewnętrznego magazynowania wszystko powinno być jasne. Występująca zdawała się jednak mówić chaotycznie, a przede wszystkim bez możliwości zainteresowania tematem słuchaczy. Poza tym wydawała się być dumną ze swojej wiedzy i to jej najbardziej przeszkadzało w jej ciekawym i rzetelnym zaprezentowaniu. Jeśli moje subiektywne odczucia ktoś uzna za bezpodstawne, to przepraszam za urażenie, ale nie ukrywam, iż takie właśnie jak napisałem wyniosłem z pomieszczenia konferencyjnego po wystąpieniu tej miłej pani.



Naszą obecność w pomieszczeniu z fotelami i siedzeniami autobusowymi zastąpili członkowie drugiej grupy zwiedzającej fabrykę. My udaliśmy się uliczką prowadzącą przez kolejowy tor bocznicowy i potem ponad 200 metrów przez coś co mogło przypominać pole lub po prostu zwykłe nieużytki. W każdym razie, zaznaczyć należy , że dane części fabryki oddalone były od siebie o kilkaset metrów i przedzielone niewykorzystywanym terenem.



Pierwszą halą była hala produkcyjna o nazwie: Finisz 1. To tu składało się części do takiej postaci, aby pojazd samodzielnie mógł z budynku wyjechać. Przewodniczka zeszła na plan drugi, oddając wodze kierownikowi zmiany, który dokładnie omawiał czynności, które są przeprowadzane na poszczególnych stanowiskach. Przedstawiał ważne i ciekawe elementy pracy oraz ciekawostki związane z produkcją solarisów. Odpowiadał także na pytania - zwykle żywo i bogato je omawiając, z wyjątkiem tylko jednego, zadanego już pod koniec wizyty w jego hali:
- A czy wyjaśnione jest już ostatecznie skąd wziął się problem pękających na środku karoserii?
- Eeee, yyyy... - nie ukrywał zaskoczenia pracownik fabryki. - O! To już dawno było... Wszystko jest w porządku...
- Ten problem pojawił się w okresie wydzielenia z Neoplana? - dorzucił ktoś z tłumu.
- To jakiś problem był... początkowy... Wszystko jest w porządku.
Pamiętam, ze kierownik udzielił jeszcze jakiejś odpowiedzi konkretniejszej na to pytanie, ale nie jestem w stanie przytoczyć jej treści. Można mu wyznaczyć to małe zakłopotanie, bo zadanie zaprezentowania Finiszu 1 przed gośćmi spełnił na szóstkę.



Pokazał jeszcze zaprosiwszy w mały korytarzyk grupę, część magazynową hali. Omówił - warty przytoczenia - sposób zabezpieczenia magazynu przed utrata ciągłości posiadanych materiałów. Dotyczy to przede wszystkim małych elementów trzymanych na półkach w skrzynkach. System jest bardzo prosty, a zarazem najskuteczniejszy. Otóż dla każdego rodzaju elementu składowanego zostały przewidziane dwie zielone skrzynki ustawione jedna na drugiej. Po dostawie nowej partii materiałów zapełnia się dwie skrzynki. Pracownicy wiedzą, że dopóki w górnej skrzynce znajdują się elementy, to z niej należy je pobierać. Pracownik, który wykorzysta z górnej skrzynki ostatni element ma za zadanie włożyć do niej (już pustej) odpowiednią wcześniej przygotowaną kartkę - zabezpieczoną przez zniszczeniami o treści np. PUSTA. Pracownik odpowiedzialny za to, żeby żadnych materiałów nie zabrakło, widząc taką informację zamienia skrzynki i dokonuje zamówienia elementów u producenta. Pracownicy korzystający ze skrzynek, widząc, że uległy zamianie, wiedzą, że nowe produkty zostały zamówione. Jak nam tłumaczył kierownik zmiany, dzięki takiemu obiegowi czynności unika się nieporozumień w przekazywaniu ustnych informacji oraz eliminuje się konieczność rozważania nowych terminów dostaw, ponieważ te regulowane są szybkością zużycia górnego pojemnika.
- Zdążymy jeszcze w tej hali zrobić grupowe zdjęcie? - spytałem podszedłszy do przewodniczki naszej grupy.
- Ojej - pomruczała spojrzawszy na zegarek.
- Opóźnieni jesteśmy? - skomentowałem bardziej niż spytałem. - Jeśli nie da rady, to trudno, ale fajnie jak byśmy mogli mięć stąd taką pamiątkę.
- No dobrze, ale to tak szybciutko się ustawcie - uległa i wskazała miejsce, które jej zdaniem byłoby najkorzystniejsze na okoliczność zdjęcia wieloosobowego.
Szybko się ustawiwszy poprosiliśmy również obojga pracowników fabryki i gdy Ci dołączyli z obu stron grupy, oddelegowani do fotografowania członkowie naszej wycieczki, zrobili kilka ujęć z różnych aparatów.



Dodajmy na koniec wizyty w Finiszu 1 - bo w tym miejscu takie wnioski się nasuwają - że tak naprawdę, to fabryka w Bolechowie jest tylko "składalnią" autobusów. Niemalże wszystkie części sprowadza się do niej z zewnątrz, a tu tylko montuje w całość. Nie zmienia to jednak faktu, ze fabryka rozwija się i być może w przyszłości samodzielnie będzie produkować niektóre części autobusów.



Wyszliśmy na powietrze, by po chwili wejść do budynku usytuowanego naprzeciwko. Był to budynek biurowy, w którym - ze względu na liczną grupę - mogliśmy odwiedzić tylko jedno pomieszczenie biurowe. Miejsce, które odwiedziliśmy, nazwać można biurem projektowym. Na kilku monitorach przy stanowiskach obecnych lub nie pracowników widniały rysunki zwymiarowane lub w trakcie tej czynności. Na jednym z komputerów pracownik obrabiał rysunek szkieletu solarisa, który - można by rzec - wirtualnie obracał się w przestrzeni, Największe wrażenie zrobił jednak na nas mężczyzna, który z niesamowitą sprawnością i w bardzo dużym tempie wymiarował długości podwozia autobusu za pomocą programu, który wszystkim kojarzył się jednoznacznie z tym, którego uczą nas na wydziale - AutoCadem.



W czasie przejścia do Finiszu 2, który znajdował się niejako na tyłach budynku administracyjnego, przewodniczka opowiadała, ze fabryka została zbudowana poprzez przywrócenie do eksploatacji i zaadaptowanie budynków i terenu, który niegdyś był fabryką i składnicą amunicji. Na placach czy na trawiastych terenach przy budynkach można było zaobserwować wychodzące skądś i biegnące dokądś rurociągi lub tylko pojedyncze rury. Otoczenie - mówiąc jednym słowem - nijak nie przypominało fabryki autobusów marki Solaris.



Wchodząc do Finiszu 2 co bardziej spostrzegawczy dostrzegli, że na ciągniku Ursus, zamiast tabliczki prawdziwego producenta została przyczepione logo autobusu Solaris. To wprawiło wszystkich w śmiech - pojawiały się nawet żartobliwe zdania: O! Takie były początki tej fabryki! Na Finiszu 2, nasza przewodniczka z zakłopotaniem biegała po hali, nas zostawiwszy przy jej wejściu w poszukiwaniu kogoś, kto omówiłby działania pracowników. Obserwując ją można było odnieść dziwne wrażenie, że tak naprawdę to nie chce nikogo do tego celu znaleźć, być może żeby szybciej zakończyć już zwiedzania. Bo gdy w jej kierunku nadciągał jakiś jegomość w niebieskim mundurku, ona mijała go bez słowa. Może po prostu był to człowiek nieodpowiedni do tak wymagającej grupy, a może pani nie znała nikogo, a z obcymi pracownikami, którym ze względu na niezwiązane hierarchią stanowisko trudno byłoby coś nakazać, nie chciała rozmawiać. Faktem jest zatem to, że Finisz 2 moja grupa obejrzała bardzo pobieżnie, bo tylko krążąc w głównej części hali i na własną rękę bez słowa fachowego ze strony jakiegoś pracownika. Z drugiej jednak strony nikt nie był z tego powodu bardzo zawiedziony, bo dawka informacji ogólnych, które oprócz szczegółowych pojawiały się w ustach kierownika na Finiszu 1, wystarczały na poznanie specyfiki pracy całej fabryki, a więc także i Finiszu 2.



Stojąc przy wejściu do Finiszu 2 podczas gdy przewodniczka szukała odpowiedzialnego człowieka, można było dotrzeć na placu holowany przez mały pojaździk mogący przypominać potężny wózek widłowy lub inne auto nadające się do transportu wewnętrznego autobusów, który ciągnął właśnie na swoim haku Solarisa Urbino 10. Widok dość śmieszny, ciekawy , a przede wszystkim możliwy do zaobserwowania tylko tu, na tym placyku.



Na pożegnanie otrzymaliśmy od reprezentantów fabryki szare torebki z zawartością reklamową firmy. W jej skład wchodził długopis, breloczek i czasopismo informujące o świecie Solarisa.
- I gdzie teraz jedziecie? - spytała nasza przewodniczka.
- Do Poznania - odpowiedział Krzysiek i zarysował w kilku słowach dalszy plan wycieczki.
- Do Amsterdamu? - przerwała kobieta wyraźnie pobudziwszy się w rozmowie. - Wróciłam właśnie z Amsterdamu. Ojej! Zabierzcie mnie ze sobą!
- Oczywiście! Zapraszamy, mamy wolne miejsca. - wtrąciło kilka osób z grupki stojącej wokół pracowniczki firmy.
- Ach! Pojechałabym, jeszcze, ale niestety urlop mi się skończył. Ale życzę Wam miłego pobytu i wielu wrażeń.



Podziękowaliśmy ładnie i odczekawszy jeszcze kilka minut, by zdążyli wrócić wszyscy, którzy poszli do toalety, wpakowaliśmy się do autokaru i zajęliśmy swoje miejsca. Gdy Krzysiek odnotował już obecność wszystkich członków wycieczki na pokładzie, dał komendę kierowcom o możliwości ruszania i sprawnych manewrach na placyku parkingowym fabryki wyjechaliśmy w stronę szosy na Poznań. Pomachawszy jeszcze do stojących na chodniki przewodniczki i przewodnik naszych grup o 12:10 opuściliśmy Fabrykę Solaris bus & coach w Bolechowie.






2




Warszawski przewoźnik Mobilis jest pierwszym, który przełamał passę pieczenia pasażerów w autobusach firmy Solaris podczas letnich upałów. Mniej więcej rok temu złożył w fabryce zamówienie na Urbino 10 z odsuwanymi w bok, a nie uchylnymi od góry okienkami, które zostało dla szczęścia Warszawiaków zrealizowane. To kropla w morzu potrzeb, ale trzeba mieć nadzieję, ze kolejne wysokie temperatury i co za tym idzie skargi i oburzenia pasażerów zmusza kolejnych przewoźników do myślenia.



Jak głosi plotka, a właściwie już legenda, Solaris proponował autobusy z uchylnymi okienkami jako tańsze od tych z odsuwanymi w ramach promocji zapraszającej do zakupu klimatyzacji w zestawie (do autobusu z okienkami uchylnymi). Oczywiście Miejskie Zakłady Autobusowe w Warszawie, jak i inni przewoźnicy w całej Polsce, a najprawdopodobniej także odbiorcy Solarisa w Europie, zdecydowali się na najtańszy wariant - czyli smażalnię.



Obieg powietrza nawet przy poodchylanych wszystkich okienkach np. w Solaris Urbino 15 jest tak słaby, ze odczuwalny tylko dla pasażerów stojących i tylko w postaci delikatnego wietrzyku smyrającego włosy przy prędkości autobusu większej od 30 km/h. Przy niespełnionych powyższych warunkach pasażer odczuwa tylko duchotę.



Dodać należy, ze podczas naszej wizyty w fabryce, wszyscy , którzy omawiali jakikolwiek temat zawsze nawiązywali do zagadnienia, że Solaris wychodzi naprzeciw klientom i buduje autobusy nie na plac do sprzedaży, a zasadniczo pod konkretne zamówienie odbiorców. Znając to podejście firmy, trzeba było tylko czekać żeby któraś z firm eksploatujących autobusy przeznaczone do regularnego miejskiego transportu pasażerskiego dostrzegł potrzeby swoich klientów i zmieni wreszcie ich losy.



Przyłączmy się zatem na lamach tego opracowania do podziękowań złożonych na ręce firm: Mobilis i Solaris przez Klub Miłośników Komunikacji Miejskiej, który wybrał te firmy firmami roku 2003 honorując je "Złotym Przegubem". Cytat za stroną www.kmkm.waw.pl:



"Kategoria: FIRMA ROKU
Mobilis Sp. z o. o. wespół z Solarisem za wspólne przełamanie mitu nieodsuwanych okien.



Uzasadnienie:
Okazało się, że jednak można zbudować autobus niskopodłogowy i zamontować w nim duże odsuwane okna. Obalony został więc mit o tajemniczym przepisie zabraniającym stosowania takich okien, a pasażerowie w lato nie byli zdani na porcję kolejnych saun autobusowych".






ADAM SZUBA

POWRÓT DO SPISU ARTYKUŁÓW



KONTAKT: trasbus@o2.pl.